Komu nie podobają się zmiany w Supermaratonach? Leszno, Radków i Zieleniec poza cyklem Pucharu Polski

Chybił, nie trafił
Grupy startowe… Największa bolączka tych maratonów. Wielu uczestników miało za złe organizatorom, że pozwalają niektórym kolarzom „się układać”, a inni, nie mający wsparcia „swoich gregario” pokonywali 100, 150 czy ponad 200 km właściwie samotnie. Zbudowana na takich niesprawiedliwych zasadach rywalizacja, nieuchronny element każdego wydarzenia, w którym główną motywacją do przemieszczania się w przestrzeni jest walka z czasem, budziła sprzeciw, któremu maratończycy dawali wyraz na forum Supermaratonów.

Oddolna inicjatywa uczestników maratonów, skoncentrowana na systematycznym i konsekwentnym wierceniu dziury w brzuchu tym, którzy decydują, przyniosła – mniej lub bardziej oczekiwane – rezultaty. Organizatorzy postanowili ujednolicić system wyłaniania grup startowych. Najbardziej sprawiedliwe wydawało się losowanie.

Jedynym kryterium, branym pod uwagę, będzie zadeklarowany dystans. Oznacza to, że w pierwszej kolejności na trasę wypuszczani będą mierzący się z dystansem giga (225 km, w górach 180 km), następnie mega (150 km, w górach 120 km) i na końcu mini (75 km, w górach 60 km). Jeśli na danym maratonie będzie dystans rodzinny, jego uczestnicy wyjadą na samym końcu. Ale, jak nie od dziś wiadomo, „last, not least”.

Bez Leszna, Radkowa i Zieleńca
Nowy system tworzenia grup startowych, bez możliwości jakiejkolwiek ingerencji ze strony organizatora, nie bardzo przypadł do gustu organizatorom Leszczyńskiego Maratonu Rowerowego, a także Klasyków – Radkowskiego i Kłodzkiego. Mając własną wizję imprez, które organizują, nie zgodzili się na ingerencję w wewnętrzne uregulowania, a tym samym rezygnowanie z dotychczasowej suwerenności. Ta postawa ma sens o tyle, że tak naprawdę to organizator, nikt inny, ponosi odpowiedzialność za wszystkie zdarzenia na swojej imprezie. I te mniej, i te bardziej przyjemne.

Wypracowanie kompromisu pomiędzy oczekiwaniami organizatorów tych trzech maratonów a pozostałymi „orgami” okazało się niemożliwe, więc w sezonie 2012 wszystkie trzy imprezy odbędą się poza Pucharem Polski w Szosowych Maratonach Rowerowych. Ale się odbędą, a że aż dwie z nich rozgrywane są na Dolnym Śląsku, warto wpisać je do swojego kalendarza startów.

Kolarze naszego regionu lubią również „szybkie Leszno”, na którego wyśmienitych, u nas niemal nie spotykanych asfaltach można „wykręcać” znakomite średnie. Trudno znaleźć kogoś, kto podczas LMR nie zrobił „życiówki”. Jeśli do tego dodać możliwość układania grup startowych tak, by jechać ze „swoimi” mamy gotowy przepis na najprawdziwsze ściganie. Jedynym zmartwieniem jest wówczas tylko to, by „nie strzelić”, albo nie złapać „kapcia”.

Wykluczeni nie spuszczają z tonu
Z informacji, które mamy wynika, że tego roku w Lesznie planowany jest start wspólny. Jak na najprawdziwszym, kolarskim tour. Na razie nie ma 100% pewności, że to się uda. Trwają rozmowy i żmudne uzgodnienia z odpowiednimi władzami. Jeśli zakończą się powodzeniem w niedzielę, 27 maja zwolennicy ścigania poczują tę unikalną, przedstartową atmosferę nasyconą testosteronem. I to nie z ampułki.

Mimo że poza cyklem, odbędą się też Klasyk Radkowski (5 maja) i Kłodzki (28 lipca). Tu o ściganiu nie ma mowy. W górach walczy się przede wszystkim z samym sobą, ze swoimi słabościami. Na nic zda się wożenie na kole, jeśli forma słaba, brzuch zbyt łatwo sięga ramy, albo po prostu nie potrafi się rozłożyć sił na poszczególne podjazdy, a zjeżdżając traci się energię (i czas!) na zaciskanie dłoni na klamkach hamulców.

Góry są wprawdzie dla kolarza sprawdzianem technicznych umiejętności, ale – dla własnego bezpieczeństwa – lepiej nie doceniać swojego kolarskiego kunsztu, niż go przeceniać. Warto w sytuacjach, gdy poniesie nas wyobraźnia i rower sam z siebie pędzić będzie 70 km/h, przywołać w pamięci nieodżałowanego Woutera Weylandta.

Sezon otworzy Żądło Szerszenia
Kotlina Kłodzka i Góry Stołowe rzucają kolarzom wyzwanie. Ale pozostające w cyklu „Żądło Szerszenia” (28 kwietnia), jak co roku w naszym regionie otwierające sezon szosowego ścigania kolarzy niewiele umiejętnościami, a w żaden sposób zacięciem i motywacją nie odbiegającymi od „profi”, też szykuje sporo niespodzianek. Chcący zmierzyć się z dystansem ponad 150 km poprowadzonym przez Góry Kocie, żartobliwie, ale jednak wcale nie bez powodu nazywane „przedgórzem Alp”, już dziś powinni rozpocząć regularne treningi. Łatwo nie będzie.

Szerszenie, włócząc się na rowerach po coraz szerzej rozumianej okolicy, włączyli swoje treningowe trasy do tegorocznej edycji „Żądła”. Przemierzać będziemy więc aż trzy powiaty: trzebnicki, milicki i oleśnicki. Wyzwaniem na otwarcie sezonu będzie dla długodystansowców dystans giga, liczący 225 km. A dla tych, którym na początku ścigania nie po drodze z mega i giga wystarczyć powinien dystans rodzinny – niespełna 70 km i to po płaskim.

W tym roku w Pucharze Polski rozegrane zostaną także maratony w: Świnoujściu (19 maja), Gryficach (3 czerwca), po raz pierwszy w Łasku (w niedzielę, 10 czerwca), Gorzowie Wielkopolskim (30 czerwca), Kluczborku (14 lipca), Kołobrzegu (11 sierpnia), Łobzie (25 sierpnia), Choszcznie (1 września), rodzimej, bo dolnośląskiej Jeleniej Górze (8 września) oraz w Iławie (15 września). W sumie 11 imprez, z czego do klasyfikacji generalnej, co ustalono zanim 3 maratony wycofały się z cyklu, zalicza się 8.

Dobre zmiany, złe zmiany
Jak to w końcu jest z tymi rewolucjami w Pucharze Polski w Szosowych Maratonach Rowerowych pokaże nadchodzący sezon. Trudno dziś być w tej sprawie prorokiem, mogącym pochwalić się 100-, a przynajmniej 90-procentową sprawdzalnością prognoz. Nie pomoże nawet czarny kot, kryształowa kula i zaparkowana pod domem miotła.

Tym trudniej o jednoznaczną ocenę, że Supermaratony najwyraźniej nie wiedzą, na kogo postawić. A właściwie wiedzą, że chcą zadowolić wszystkich. Tak jak Road Maraton skupił się na ścigantach, amatorom rywalizacji na szosie umożliwiając start w zawodach z prawdziwego, kolarskiego zdarzenia, tak Puchar Polski pogodzić chce tych, którzy – na wzór Armstronga, Virenque`a, Cavendisha, Szmydta czy Bodnara – realizują kolarskie ambicje, jak i tych, którzy po prostu chcą sobie niespiesznie, ale długo pojeździć.

Kolarski Dolny Śląsk
Głosów sprzeciwu w stosunku do proponowanych zmian nie brakuje. Jedynym sposobem, by sprawdzić, czy kierunek, jaki obrały maratony szosowe zrzeszone w cyklu pod nazwą Puchar Polski jest właściwy, to przeżyć ten rok, biorąc w nich udział.

Przypominamy, że na Dolnym Śląsku i w ościennych województwach odbędzie się kilka co ciekawszych, wartych uwagi imprez: „Żądło Szerszenia” w Trzebnicy i „Liczyrzepa” w Jeleniej Górze to pozycje obowiązkowe. Poza tym szybkie Leszno, równie szybki, a przy tym trochu pagórkowaty Kluczbork, w którym pościgać się można o beczułkę miodu. Czy warto? Na to pytanie odpowiedzieć może ubiegłoroczny zwycięzca, Jurek Sikora, u którego zapewne została już sama beczułka, opróżniona z pogańskiego napitku.

W tym roku polecamy też imprezę w Łasku, po raz pierwszy rozgrywaną w Pucharze Polski. Jastrzębie, nawiązujące nazwą do stacjonujących tam F16, mają ściganie we krwi, co udowodnili w roku ubiegłym, organizując I Supermaratonu Jastrzębi Łaskich. Druga edycja powinna być równie emocjonująca.

Zatem dobre te zmiany w Pucharze Polski? Czy złe te zmiany?… Dziś nikt nie potrafi tego jednoznacznie ocenić. Sami jesteśmy ciekawi, co z tego wyniknie.

Małgorzata greten Pawlaczek

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *